Wigilia AD 2020

 

Dwudziesty grudnia. niedziela. To ostatnia niedziela przed Wigilią. Zazwyczaj w tę właśnie niedzielę, w samo południe, spotykamy się na naszej tradycyjnej, przewodnickiej wigilii.
Lekki mróz, symboliczna jak na tę porę roku ilość śniegu, kurtyna mgieł odsłaniająca szczyty gór kosztem dolin i przyjemne zmęczenie towarzyszące pokonywaniu szlaku. Szlaku prowadzącego do "tego" miejsca.
Jakaś niewielka, drewniana chatka zagubiona gdzieś w górach. Skromna ale ciepła i przytulna. Ciężkie, zbite z heblowanych desek dźwierze, głośno skrzypiące w akcie protestu przy każdej próbie ich otwarcia. Niewielkie okna przez które sączy się do środka światło krótkiego, grudniowego dnia. Izba szumnie zwana "świetlicą", stoły przykryte białym obrusem a wokół nich drewniane ławy. W kącie żywa, koślawa nieco choinka ozdobiona kolorowymi bombkami, idealnie komponująca się z resztą. Pachące jodłowe gałązki, płomienie świec, kruche, delikatne opłatki.
Nie brakuje też tradycyjnych wigilijnych potraw. Jest kapusta z grochem, są śledzie, sałatki, makowiec, piernik, sernik, ciasteczka, miód, owoce.
Najpierw życzenia, nieśmiała kolęda i wspólny posiłek. Rozmowy, wspomnienia, chwile zadumy.
Czas niczym piasek szybko przesypuje się przez nasze dłonie połączone niewidzialną, magiczną więzią "tego" dnia. Silniejsi przeżytą właśnie wspólnotą, może nieco wzruszeni, z właściwą nam wrażliwością na otaczające piękno wracamy w doliny. Wracamy, by powrócić.
Ech rozmarzyłem się...
Ale z całą pewnością tak właśnie wyglądałaby nasza wigilia, gdyby mogła się odbyć. Marzenia są jeszcze dozwolone, zapraszam więc w wirtualną, wigilijną podróż...
Niech towarzyszą nam archiwalne "wigilijne" zdjęcia.

Tekst i /wybrane/ foto: Jurek Jurczak